literature

APH - United Prolog

Deviation Actions

anatheila's avatar
By
Published:
3.7K Views

Literature Text

„Biegnij. Choćby nie wiem co się działo, nie zatrzymuj się. Biegnij, jak tylko możesz najszybciej".
Oddech stał się urywany, chrapliwy. Włosy, sklejone potem, przyklejały się do twarzy, wpadały do ust, które łapczywie walczyły o powietrze. Z każdym krokiem ból rozsadzał płuca, zmęczone mięśnie zdawały się zrywać ze ścięgien, ale nie przestawał biec.
Kiedy stał się taki słaby?
Krzyki za jego plecami umilkły, ale wiedział, że to jeszcze nie koniec pościgu. Obejrzał się przez ramię.
Stali tam, jakieś sto, dwieście metrów za nim. Rząd ludzkich sylwetek odzianych na czarno i jedna jedyna ubrana w jasny garnitur, ostro odcinający się na tle pozostałych. Ręka w białym rękawie uniosła się i gwałtownie opadła. Huknął strzał.
W tym momencie potknął się i upadł. Kula przeleciała nad jego głową.
„Biegnij. Biegnij, do cholery. Musisz im powiedzieć…".
Wbił palce w ziemię, unosząc się na kolana. Utrudzone ciało zaprotestowało paroksyzmem bólu, ale po raz kolejny go zignorował. Wstał i zmusił się do biegu.
Nie skończy tak jak Gilbert.
- Mamy strzelać? – zapytał mężczyzna w czerni, podchodząc jasno ubranego człowieka. Na ciemnym rękawie błysnął błękitny trójkąt oparty na okręgu.
Zapytany przycisnął palec do ucha i przez chwilę wsłuchiwał się w komunikat nadawany przez słuchawkę. W końcu zwrócił się do swojego towarzysza.
- Strzelcie jeszcze kilka razy, ale mierzcie wysoko. Mamy go nastraszyć, a nie zastrzelić. Jest zbyt cennym obiektem, by go stracić. – Potarł dłonią skroń i spojrzał za siebie, gdzie do czarnej karetki z niebieskim symbolem trójkąta i koła na boku właśnie wnoszono nieprzytomnego człowieka.
Nieprzytomny obiekt, poprawił się w myślach. To nie są ludzie.
Zwrócił spojrzenie na słaniającego się na nogach uciekiniera, który rozpaczliwie starał się biec dalej. „To nie ma sensu", pomyślał. „Dlaczego nie chcesz tego zrozumieć, Feliksie Łukasiewiczu?".
Wyciągnął z kieszeni zmięty świstek papieru, który Polska porzucił w swoim domu, próbując umknąć przed pościgiem. Rozpostarł go i gdy obok niego padały kolejne strzały, przeleciał wzrokiem tak dobrze mu znany tekst:
„Na mocy międzynarodowego porozumienia rządów oraz za zgodą obywateli, Polska zrzeka się przedstawicielstwa swego państwa w osobie Feliksa Łukasiewicza oraz rezygnuje z personifikacji swojej nacji. Wszelkie kwestie związane z rozwiązaniem personifikacji powierza się Stowarzyszeniu Wyzwolonych, które…"
Podmuch wiatru wyrwał mu z ręki papier i poniósł daleko naprzód, porzucając list na ziemię tuż obok opadłego z sił Feliksa.

Drzwi rąbnęły z rozmachem w ścianę, gdy zaaferowany Dania bez pukania wpadł do domu Norwegii. Niemal biegiem pokonał długość korytarza i zaatakował drzwi do salonu. Te jednak nie drgnęły. Rozeźlony Dania zaklął szpetnie.
- Hej! Jesteś tu? Mamy natychmiast stawić się na konferencji, to nagła sprawa! Mówię ci, coś się dzieje! – Gdy nie uzyskał odpowiedzi, rąbnął pięścią w drzwi. - Przestań udawać, że nie słyszysz, dobrze wiem, że tam jesteś!
Naparł na drzwi, które uchyliły się lekko i zatrzymały, zablokowane przez coś leżącego na podłodze. Spojrzał przez szparę.
- Jasna cholera! Co ci się stało?
Skulony na drewnianych panelach tuż obok drzwi leżał Norwegia. Był nieprzytomny, w żaden sposób nie zareagował na zaniepokojony krzyk.
Dania rzucił się z powrotem do wyjścia, wypadł na zewnątrz i klnąc na czym świat stoi, dopadł do okna pokoju, w którym leżał jego przyjaciel. Niewiele myśląc wybił je i wdrapał się do środka.
Norwegia nawet się nie poruszył.
- Hej! Obudź się! Cholera! – Dania krzyczał, potrząsając nieprzytomnym jak szmacianą lalką. Pochylił się nad nim, czując na twarzy cień słabego oddechu. – Pomoc, potrzebna mi pomoc! Co robić?
Z trudem wygrzebał z zakamarków swojej pamięci informację o pierwszej pomocy. „Najpierw ułatw mu oddychanie, potem wezwiesz pomoc…". Sięgnął więc do koszuli Norwegii i nerwowo rozpiął. Nagle zamarł.
Na bladej piersi Norwegii rozlewał się wielki siniec, ciemna plama o przekrwionym centrum. Jakby jego ciało gniło… Dania szybko odepchnął od siebie tę myśl. Przejechał dłonią po tej dziwnie zmienionej skórze, ale w dotyku zdawała nie różnić się od tej zdrowej. Była tylko… zimna?
Wtedy Norwegia głośno jęknął, jego powieki zatrzepotały, gdy powoli odzyskiwał przytomność.
- D… Dania? – zapytał. Jego głos był świszczący, wciąż płytko oddychał. Gdy poczuł dotyk na swojej sinej skórze, jęknął ponownie. – Boli…
Dania wpatrywał się w niego przerażony.
- Co tu się, do cholery, dzieje? – zapytał, choć wiedział, jakiej odpowiedzi może się spodziewać.
Działo się coś złego.
Tak oto zaczynam nową serię. Choć może jest to raczej preview niż prolog, ponieważ nie jestem pewna, czy będę to kontynuować. Wstawiam, by samą siebie zmotywować, bo jak już coś zaczęłam, to pasowałoby skończyć.

Czego można się spodziewać? Spisek, sensacja, zdrada, walka, zobaczymy. Fabuła na razie raczkuje, ale mam nadzieję, że uda mi się ją obmyślić na tyle, by miała ręce i nogi. Liczę na Waszą opinię!

Rozdział I: [link]
© 2012 - 2024 anatheila
Comments42
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
LittleLadyPunk's avatar
Intrygujacy początek. Zmieniłabym tylko kawałek ,,(...) wnoszono nieprzytomnego człowieka.
Nieprzytomnego obiektu, poprawił się w myślach." na ,,nieprzytomny obiekt" - (bo wnoszono kogo?co? nieprzytomny obiekt).